Na samym początku roku wszystkie dzieciaki w Polsce świętują dzień babci i dziadka. Wpadają do nich z wizytą i życzeniami, przynoszą czekoladki i laurki. A na tych laurkach często malują portrety swoich dziadków - babcię z koczkiem, która robi na drutach sweter dla wnusi, dziadka w okularach zbijającego z wnukiem karmnik dla ptaków… Zaraz, zaraz! Ale przecież czasem to dziadek dzierga swetry a babcia jest na przykład projektantem gier komputerowych. Nie wierzycie? W takim razie koniecznie przeczytajcie o takich właśnie wyjątkowych dziadkach, z którymi pewien Dominik spędził chyba najbardziej niezwykłe wakacje w swoim życiu. Opisała je w książce „Piąta babcia Dominika” Katarzyna Ryrych.
Katarzyna Ryrych
Piąta babcia Dominika
Wydawnictwo Edgard
Warszawa, 2019
Gdybyście osobiście poznali Dominika Zajonca (to nie błąd ortograficzny, on naprawdę tak się nazywa!), jestem pewna, że bardzo byście go polubili. Bo Dominik to fajny chłopak. Stara się zachowywać pozytywne nastawienie, choć życie rzuca mu nieustannie kłody pod nogi. Na przykład nauczyciele myślą, że nie zna ortografii i ładują mu jedynki i uwagi do dzienniczka za to, że - według nich - nie potrafi poprawnie napisać swojego nazwiska. A raz pani od angielskiego wezwała do szkoły mamę Dominika tylko dlatego, że w swojej pracy domowej „Family Tree” bardzo drobiazgowo umieścił wszystkie cztery babcie. No tak, cztery. Jeden dziadek miał dwie żony i drugi dziadek miał dwie żony… Tylko pani anglistka jakoś nie mogła tego pojąć. Na szczęście dziadek Heniek zdecydował się ożenić po raz trzeci (czyli z piątą babcią!) w momencie w którym już nikt w szkole nie dawał na zadanie zrobienia drzewa genealogicznego rodziny!
Właśnie zaczęły się wakacje, kiedy w łazience mieszkania Zajonców z sufitu zaczęła kapać woda… Kapała i kapała, zrobiła już sobie basen na płytkach podłogowych i zapewne miała w planie przekapać się do mieszkania poniżej, kiedy rodzice podjęli stanowcze działania. Najpierw odkryli, że zalewa ich woda z pękniętej rury w mieszkaniu piętro wyżej a potem, że cała ich łazienka nadaje się do remontu. A że remontu nie robi się z dzieckiem, postanowili Dominika wysłać na wakacje nad morze do dziadka Heńka, tego od babci numer pięć! Dominik pojechał pociągiem, w dodatku zupełnie sam (no dobrze, pod opieką konduktora) i już samo to wróżyło zupełnie niezwykłe, inne od wszystkich wakacje.
Na peronie Dominika z rąk konduktora przejął dziadek Heniek - potężny facet z długimi siwymi włosami związanymi w kitkę i siwą krzaczastą brodą. Chłopak dawno go nie widział, nie był nawet na dziadkowym trzecim ślubie z babcią numer pięć (miał wtedy biedak świnkę i leżał spuchnięty w łóżku), dlatego zdziwił się dość mocno po przyjeździe do domu dziadka w Sopocie, kiedy wreszcie mógł poznać swoją nową babcię. Pani, która ich powitała, w niczym nie przypominała takiej klasycznej babci z ilustracji w książkach dla dzieci. Miała krótkie włosy, w uszach kolorowe kolczyki a na sobie t-shirt i dżinsy. W dodatku pozwoliła do siebie mówić po imieniu, Anka, wyobrażacie to sobie? Zresztą w tej wyjątkowości babcia Anka totalnie pasowała do dziadka Heńka
Dziadek Henryk, który kiedyś był marynarzem, potrafił nie tylko wiązać węzły żeglarskie. Świetnie gotował, w wolnych chwilach dziergał swetry, znał też mnóstwo niesamowitych opowieści - na tych o duchach począwszy a na tych o japońskich samurajach skończywszy. No i był morsem! To znaczy oczywiście był człowiekiem ale uwielbiał morsować, czyli kąpać się zimą w morzu.
Z kolei babcia Anka to informatyczka, która całe dnie i pół nocy spędzała nad klawiaturą komputera i jej głowy w ogóle nie zaprzątały obiady dla wnuka, ale raczej tworzenie nowej gry komputerowej.
Chyba już się domyślacie, że z takimi dziadkami wakacje musiały być wyjątkowe - pełne swobody (faktycznie, nikt w Sopocie nie mówił Dominikowi co ma robić) i przygód. Gdyby jeszcze tylko za chłopcem nie łaziły krok w krok dwie Myszowate…
Zaraz, zaraz. Ale czy ja wam już opowiadałam o Myszowatych? To bliźniaczki, wyjątkowo irytujące Dominika wszystkim, nawet tym że jedna z nich ma na głowie koronę (oczywiście plastikową a nie prawdziwą!), a druga opaskę z uszami. Niestety, okazuje się, że nie dość, że Myszowate mieszkają przy tej samej ulicy co dziadek Heniek, to jeszcze są kuzynkami Dominika. Cóż zrobić, trzeba się jakoś pogodzić z tą niedogodnością. Tym bardziej, że nagle wokół chłopca zaczynają dziać się dziwne rzecz… A to na plaży jakiś nieznajomy mężczyzna proponuje mu udział w reklamie a potem wypytuje o niego inne dzieciaki… a to Dominik wchodzi w posiadanie najprawdziwszej odciętej głowy (tyle, że manekina!).
Ponieważ podejrzany facet z plaży i odcięta głowa, w której wnętrzu Dominik i Myszowate znajdują dziwne szkiełka, to sam szczyt góry lodowej, w tym momencie skończę moje opowiadanie o fabule „Piątej babci Dominika”. Nie chcę przecież psuć wam przyjemności czerpanej z lektury! Jeśli więc chcecie (a na pewno chcecie) sami dowiedzieć się, co wypadło z głowy manekina, kim był nieznajomy z plaży, dlaczego któregoś dnia stanął w progu domu dziadka Heńka, jakie niebezpieczeństwo zagrażało chłopcu i Myszowatym i jaki udział w całej aferze miał Kapitan – legenda Sopotu i pewien tajemniczy biały kot… czym prędzej wypożyczcie książkę Katarzyny Ryrych.
Świetna zabawa gwarantowana!